Zastanawiałyście się kiedyś dziewczyny, co straciłyście stając się matkami? Czy zastanawialiście się chłopaki, z czego zmuszone były zrezygnować matki Waszych dzieci? Otóż....matka L. długo myślała o tym wczoraj, przed zaśnięciem i już wie - straciłam wiele....
- NIE MOGĘ na przykład chodzić na imprezy, przynajmniej nie często i nie bez wyrzutów sumienia oraz głowy pełnej obaw....ale nigdy jakoś tego nie robiłam, więc powiedzmy, że przeboleję tę stratę ;)
- NIE MOGĘ nie gotować obiadów przez miesiąc, bo akurat nie jestem głodna....teraz nawet gdy nie jestem, gotować trzeba i to na czas, na zdrowie i na pewno. Przywykłam. Przeboleję.
- NIE MOGĘ po większej awanturze wykrzyczeć do samej siebie, że jeszcze raz, jeszcze jedna kłotnia, jeszcze jeden problem i basta, wyniosę się, wyjadę z jedną torbą i jedną nadzieją, gdzieś na koniec świata i mnie nie znajdziecie. Nie wyjadę, bo NIE MOGĘ. Bo już nigdy nie będę mogła, bo już nigdy nie zmieszczę się ze swoim życiem w jedną torbę, bo po kupieniu zapasu pieluch i emolientów na bilet mi nie starczy...
- NIE MOGĘ pocieszać samej siebie, że jak znów coś spieprzę, jak totalnie mi nie wyjdzie, to po prostu i bez poczucia porażki wypisanego na czole zacznę od początku, z czystym kontem i czystym sumieniem. Zwyczajnie zmienię swoje życie, na nowe i na lepsze. NIE MOGĘ. Nie zmienię. Bo już nigdy nie wrócę na start, już nie będę na początku, zawsze już będę co najmniej w połowie. Z Nią opartą na prawym biodrze i z moją dzięki niej skoliozą.
- NIE MOGĘ już myśleć, czy lepiej gdyby...? jakby to było beze mnie...? Bo ja być muszę, z nią i dla niej i mam po co być. I jestem potrzebna, jestem niezbędna i konieczna, i JESTEM. I BĘDĘ. Wreszcie to wiem.
- NIE MOGĘ leżeć przez 3 dni w łóżku, NIE MOGĘ się skoncentrować na tym, że mam depresję i nie mam ochoty przesunąć łokcia o centymetr w lewo, choć strasznie upija mnie w żebra. Muszę wstać, muszę się uśmiechnąć, kiedy Ona się uśmiecha, a właściwie NIE MOGĘ tego nie zrobić. Bo teraz poza depresją mam też córkę. A ta druga wymaga ode mnie jeszcze więcej niż pierwsza.
- NIE MOGĘ płakać kolejny raz patrząc w lustro, że włosy nie takie, że nos jakiś za duży a rzęsy za krótkie, że usta dziś jakieś mniejsze niż wczoraj, że.... NIE MOGĘ, bo Ona też patrzy. A moją rolą jest pokazać jej, że wygląd nie jest najważniejszy. Pokazać, że trzeba wierzyć w siebie, kochać siebie, albo chociaż lubić.
- NIE MOGĘ wydać wszystkich pieniędzy na coś, co mi się spodobało, mimo kosmicznej ceny, bo najwyżej nie będę jadać do końca miesiąca ( serio, bywało ;)). Kalkulacja, racjonalizacja i zdrowy rozsądek - cudnie.
No i co? Wyszło trochę, a to pewnie i tak tylko wierzchołek góry ...... Ale wiecie co? Nie wydam - więcej mi zostanie, a sterta gratów nie tak prędko nas tu zakopie. Ugotuję ten obowiązkowy obiad - zawsze cośtam zjem, będę zdrowsza. Nie zniknę, nie zacznę od nowa - będę się bardziej starać, żeby jednak mi wyszło. Nie będę ubolewać przed lustrem - mniej dni zmarnuję na rzeczy, których i tak nie zmienię.Więc te liczne straty, ujmy w moim życiu, jakoś przetrwam. Przeboleję.
A zyski? Też są. Jeden, podstawowy i największy, bo od niego się zaczynają pozostałe - WIEM, ŻE BĘDZIE JUTRO. I wiem, że będzie niespodzianką, bo może najdę skarpetkę w lodówce, może na swoich notatkach na egzamin znajdę namalowane kolorowe "coś", a może usłyszę nowe słowo. I dla takich niespodzianek warto było. <3
Na zdjęciach L. w:
spodniach Zara Baby
sukience Nosweet
apaszce Reserved
butach Vans
okularach Chicco