sobota, 24 sierpnia 2013

Bajka o grzecznej dziewczynce


           Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w magicznej krainie, mieszkała dziewczynka, która była grzeczna. Kiedy szła na spacer bez wózka, szła z mamą lub z tatą za rękę, zawsze w dobrą stronę, czasem tylko zatrzymując się, żeby powiedzieć "cześć" pieskowi, zerwać kwiatka lub pogawędzić z ławką w parku. I inne mamy z zazdrością patrzyły na te spacery, z rozczarowaniem w głosie mówiły do swoich własnych dziewczynek i chłopczyków - WIDZISZ JAKA DZIEWCZYNKA JEST GRZECZNA i w ramach wyjaśnienia opowiadały w przelocie mamie i tacie grzecznej dziewczynki, że ich pociecha tak nie spaceruje, ucieka zawsze i krzyczy, zawsze nie w tym kierunku, zawsze nie w tym tempie i zakupów nie da się zrobić....



    
 Grzeczna dziewczynka była wyjątkowa w każdym aspekcie. Do picia na przykład lubiła tylko wodę źródlaną, którą piła z kubeczka. I kiedy dziewczynka szła na spacer z mamą lub tatą za rączkę i w drugiej rączce miała kubek pełen wody, inne mamy patrzyły na nią z zazdrością. Bo woda jest tania, woda nie zostawia czerwonych lub fioletowych plam na ubrankach, wodę wszędzie można kupić i woda jest zdrowa. I rzucały rodzicom dziewczynki (wątpliwy wnioskując po tonie głosu) komplement - "ale Wam dobrze, że Ona pije wodę, mój/moja to nie chce". I wyciągały z wózka lub z torby butelkę pełną kolorowych soczków, herbatek lub innych napojów, których smaku dziewczynka nie znała. A rodzicie grzecznej dziewczynki uśmiechali się wtedy do siebie na wzajem i szli dalej na spacer za rączkę z zapasem wody.


      Zdarzało się, że ścieżki życia zaprowadziły dziewczynkę z rodzicami do miejsca zwanego sklepem, czasem nawet (!!!!) z zabawkami. I dziewczynka lubiła te miejsca i te wizyty, zafascynowana oglądała różne zabawki, przytulała po kolei lale i misie, pokazywała różne pieskowe noski i kocie uszka, a na koniec odkładała każdą rzecz na miejsce i wychodząc robiła im słodkie "papa". I wtedy inne mamy, często ciągnąc za sobą płaczące i krzyczące dzieciątko, patrzyły z rozrzewnieniem i westchnieniem na kształt "ohhhh, jaka ona grzeczna....". I nie musiały mówić nic więcej, bo rodzice już wiedzieli, że ich córeczka jest jedyna w swoim rodzaju.



           Niektóre spacery tej rodziny były długie i męczące, więc dziewczynka czasem jadła różne przekąski w parku, w galerii handlowej lub na placu zabaw. Najbardziej lubiła świeże owoce, gotowane warzywka lub jogurty naturalne. I wtedy, kiedy dziewczynka jadła te smakołyki, inne mamy bardzo się dziwiły. Zwykle zatrzymywały się, patrzyły z niedowierzaniem i ucinały sobie krótką rozmowę z rodzicami dziewczynki. Bo inne dzieci od owoców wolą ciasteczka i cukierki, zamiast warzyw chcą zjeść lizaka albo parówkę, a "jogurt" najbardziej lubią czekoladowy. Rodzice dziewczynki kiwali wtedy głową ze zrozumieniem, uśmiechali się do siebie i duma ich rozpierała. Duma ze swojej grzecznej dziewczynki.





     A kiedy dziewczynka już się najadła, napiła się wody i zmęczyła zabawą, lubiła podejść do mamy lub do taty, czasem nawet do koleżanki lub kolegi w piaskownicy, i tak po prostu, zupełnie spontanicznie i bez zachęcania, po prostu się przytulić. I rozlegał się wtedy jak echo dźwięk "ochów i achów", bo taki to był słodki widok. I mamy pytały, jak rodzice to zrobili, jak Ją tego nauczyli, bo inne dzieci to wcale nie chcą/nie lubią się przytulać. Ba, czasem nawet mamy muszą je do tego zachęcać zaklęciami "dostaniesz lizaka jak dasz mamie buziaka" lub "pójdziesz do piaskownicy, jesli przytulisz mamę na ulicy", ale nawet te zaklęcia nie zawsze są skuteczne. Ale rodzicie dziewczynki wiedzieli, że wcale jej tego nie uczyli, ona po prostu była wyjątkowa. Była po prostu MAŁĄ GRZECZNĄ DZIEWCZYNKĄ Z BAJKI.




     
   .......Ale na koniec powiem Wam w tajemnicy, że ta dziewczynka, choć była wyjątkowa, istniała naprawdę. I nie za górami, morzami czy lasami, ale tutaj, w środku Polski. I mama i tata byli dumni z niej, ale także trochę z siebie. Bo często zdarzało im się wątpić w to, czy robią słusznie, czy aby na pewno, czy czegoś Jej nie odbierają, czy Ona czegoś nie traci. Bo przecież żadne dziecko nie poszło do kuchni i nie rozpuściło sobie w butelce granulowanej herbatki, nie kupiło pierwszej czekoladki czy parówki i nie powiedziało przy lodówce w sklepie wybierając pierwszy w życiu jogurt, że chce ten z 18g cukru a nie z 4g. Robią to ich mamy, robią to w dobrych intencjach, robią, by sprawić swemu najsłodszemu przyjemność, żeby miał frajdę i żeby miał DZIECIŃSTWO. I to także mamy pokazują dzieciom, że przytulenie poprawia humor, że dodaje energii i mniej brakuje wtedy słońca, że buziak jest fajnym rozpoczęciem dnia albo zwieńczeniem udanej zabawy... Bo pokazują, prawda? To nie jest magia, to nie jest bajka, to jest życie każdej z nas. A dzieci, jak już ostatnio często się mówi, nie rodzą się grzeczne lub niegrzeczne, mądre, rozsądne i z dobrymi lub złymi nawykami. To od nas zależy, o kim będzie nasza bajka :)


 Na tym bajkowym spacerze grzeczna L. miała na sobie sukienkę Esqella, która pomimo moich wątpliwości podczas oglądania jej na stronie, okazała się przecudna na żywo, nadaje się jak widać doskonale na zwykły letni spacer do parku, ale byłaby tez idealna na wielkie wyjścia. I jak tylko będzie nas czekać jakaś poważna impreza, to wiem, gdzie znajdziemy kreację :)

2 komentarze:

  1. ale piękna bajka ! będę ją opowiadać Oliwii, nie dlatego, że jest niegrzeczna. Ale żeby i Oliwia wiedziała, że jest tak samo wyjątkowa jak Laura :D Nawet jeśli pluje wodą zwykłą, bo w zamian godzi się na kubuś water.... i nawet jeśli woli danio waniliowe niż jogurt naturalny. Mama też ma swoje "kulinarne widzimisię", a mimo to Oliwia mnie kocha :D !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to chodzi, każde dziecko JEST wyjątkowe. Ale nie chodzi tutaj o to, co je i pije. Chodziło mi raczej o fakt, że te mamy chyba zapomniały, że to one same piszą swoje bajki, że na okładce ich mieszkania widnieje ich własne nazwisko, a zachowania ich dzieci są tylko tej bajki pointą. :)

      Usuń