niedziela, 8 września 2013

Łaaaaaał, to Kraków ŁAŁ

Był plan - pobudka o 6, wyjazd o 7 i będziemy na miejscu na czas. Oczywiście plany nam nie wyszły i z 7 zrobiła się momentalnie 8:30, ale nie ma tego złego. Okazało się, że drogi puste całkiem, dziecko cierpliwe jak nigdy i Kraków jakby bardziej życzliwy - na miejscu w efekcie byliśmy jeszcze przed niektórymi z Wystawców :) Sala, w której odbywał się kiermasz prawdę mówiąc trochę nas zaskoczyła. Rozmiarowo była okej, ale była bardzo ciemna (z tego też powodu ze środka sali nie ma zdjęć - nie wyszły ;)). Kiedy wróciliśmy jeszcze raz popołudniu zaświecone były lampki pod sufitem i było już nieco lepiej. Tak na prawdę mam tylko jeden zarzut, niestety dość poważny. Na całej sali, na dywanowej wykładzinie, porozrzucane były setki metalowych, twardych zszywek, takich tapicerskich. Już po pierwszej rundzie po stoiskach nasza głowa rodziny miał jedną wbitą w podeszwę....na szczęście tylko buta! Ale w miejscu pełnym malutkich dzieci, części na pupach albo (o zgrozo!) raczkujących po podłodze, nie powinno to mieć miejsca! 

 


Nie zdążyliśmy jeszcze zrobić nawet orientacyjnego obchodu wszystkich stoisk, a Laura już upolowała pierwsze cacuszko - ptasiora od KALAMATI. "Nie było opcji, trzeba było szybko płacić i uciekać, żeby się ktoś przypadkiem nie rozmyślił" pomyślało chyba moje dziewczę, bo taką taktykę obrało i w wózku pół godziny potem ściskało nowego przyjaciela. Ja z wyboru cieszę się ogromnie, bo w przeciwieństwie do innych minkowych przytulaków, ten ma jeszcze inne funkcje - chociażby poduszka do karmienia czy jasiek, a pomimo dużych rozmiarów ceną tylko nieznacznie przewyższa mniejszych kumpli z innych stolików. 

           Później było jeszcze lepiej! Nie zawiodłam się przy stoisku PIU di ME, w którym pokładałam największe ŁAŁowe nadzieje. Jechałam z myślą o tunice, a okazało się, że najchętniej wzięłabym wszystko! I nie tylko ja - ubranka znikały jedno za drugim. Ale nie dziwi mnie to wcale! Tak wspaniałych materiałów, takiej dbałości o wykonanie, o każdy szew i każdy jeden guziczek, nie widziałam jeszcze w żadnej z polskich marek. A kroje są przemyślane, zupełnie nowatorskie i wszystko w ubrankach ma sens! Pani Ewelina podczas przymierzania cudowności na naszą L., służyła pomocą po to, żeby jeszcze bardziej ukazać sam zamysł projektantki, żeby było jeszcze genialniej! :) No i w efekcie mamy więcej skarbów rodem z Poznania, ale one zasługują na własny post, więc nic więcej nie zdradzę !

      Zaraz obok stacjonowały nasze Kollale! Bez kilku spinkowo-opaskowych skarbów obyć się nie mogło.  Na pewno zobaczycie je u nas niebawem, a na razie powiem tylko, że nowa kolekcja spinek jest na żywo jeszcze piękniejsza niż poprzednie. 

     Na koniec zakupów wybraliśmy się do Puszka - po kominek, z racji jego dłuuuuugości i bardzo fajnej ceny :)


Kolejnym ŁAAAAAŁ tego dnia była lokalizacja - Forum znajduje się nad samą Wisłą, z przecudnym widokiem na Stare Miasto, z balonem widokowym, przed którym przez cały dzień ustawiała się kolejka chętnych. No a pogoda - cudowna! Lepszej nie można sobie wyobrazić, niesamowicie niebieskie, czyste niebo, cieplutki wiatr i gorące słońce - bajka! Więc zaliczyliśmy dłuuuuugi spacer brzegiem Wisły, pod Wawel, odwiedziliśmy smoka, przypomnieliśmy sobie Rynek, a nawet zaliczyliśmy hipsterską kawkę w Galerii. I wcale wracać się nam nie chciało. Pierwszy raz w życiu stwierdziłam, że mimo wielu moich "ale" do tego miasta, mogłabym tam mieszkać. 



 ŁAŁowe ciastka też były wspaniałe!













 Na koniec spaceru zajrzeliśmy do Forum jeszcze raz i zaliczyliśmy kolejny świetny zakup u Puszka - granatowe spodnie, o których na pewno jeszcze napiszę. W dodatku na stoisku było tak sympatycznie, że z powodu naszego niezdecydowania co do wyboru paska....diostaliśmy paski trzy - wymienne! :D Dziękujemy!! <3
Ostatni rzut oka na piękną krakowską Wisłę i czas do domu....
A na następny Kraków ŁAŁ z przyjemnością wrócimy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz