Długo mi się nie udało wytrzymać, żeby czegoś nie pokazać :) Co prawda zdjęcia takie sobie, bo aparat nam umiera ze zmęczenia (22tys. zdjęć to chyba dużo jak na zwykłego kompakta, co? ;)), ale za to modelka boska i tunika boska, więc efekt w mojej opinii zadowalający :).
Na początek wybrałam jak widzicie tunikę z kokardą od PIu di ME.
Oto, co pisze o marce sama Projektantka:
Jestem Più di Me.
Jestem kształtem, kolorem, rozwijam zmysły..
jestem jak najbliżej natury.
Działam na wyobraźnię swoją i niejednej małej osoby, która będzie nosić się ze mną.
Ubieram dzieci dla dzieci i dla rozkochanych w nich rodziców:)
I właśnie to ostatnie zdanie oddaje jak dla mnie cały sekret marki. Bo to widać, że robione jest to dla dzieci, i nie przez byle kogo, a przez młodą Mamę z Poznania, która dobrze wie, w czym dzieci będą czuć się dobrze, a jednocześnie wyglądać dobrze. Choć ja mam wrażenie, że wygląd i moda to tylko świetne "efekty uboczne" tych ubranek, a sedno tkwi w komforcie i wygodzie maluchów.
Tkanina, jak już pisałam, zachwyciła mnie od pierwszego dotyku - lekko elastyczna, miękka i przyjemna. A do tego ten kolor! Najpyszniejsze lody waniliowe. Co prawda rozmiar pewnie mógłby być o jeden mniejszy, bo L. to chudzina, ale z racji pory roku wybrałam 2-3 lata - starczy też na przyszły rok. Na początku napiszę o jednym małym minusiku, żeby dalej Was przekonać, że on nie ma znaczenia wobec wszelkich zalet... Mianowicie - tkanina dosyć łatwo się gniecie, nawet starannie złożona w szufladzie, przed założeniem wymaga małego prasowania. Jednak nawet ja, osoba nieznosząca prasowania, jestem skłonna poświęcić te 2 minuty przed wyjściem, bo zobaczcie sami, że warto! Rękawki tuniki uważam za oznakę geniuszu projektantki: szerokie, nietoperzowe na górze, a wąskie na dole. Dzieki temu dobrze leżą zarówno w wersji long sleeve, jak i przy ich podciągnięciu do góry - tworząc piękne bufki na ramionach. Dodatkowo dzięki krojowi rękaw się nie zsuwa i nie jest narażony na pobrudzenie, poślinienie lub wyciapanie jedzonym akurat bananem, co u tak małego dziecka połączonego z tak jasnym ubraniem, uwierzcie mi, jest ważne. Zasadniczo materiał jest tak fajny, że nie łatwo się brudzi. Nam się bynajmniej jeszcze nie udało :) A tunika zaliczyła z nami wczoraj siadanie na krawężnikach, brudnych schodach i plażowanie w piaskownicy, i nic! Otrzepujemy pupę i voila :)
Niebawem na blogu pojawią się kolejne cudeńka z tej samej skarbnicy, jednak nadal nie zdradzę, co to będzie. Powiem tylko, że musi się zrobić ....chłodniej :)
Na zdjęciach L, prezentuje:
tunikę PIu di ME
rajstopki Zara Baby
trampki Converse
spinkę Kollale
kłamca, kłamca, kłamca :D
OdpowiedzUsuńostatnio jak narzekałam na prasowanie, to napisałaś, że prasowanie jest super ! :P I co :)?
piękna ta tunika !
Ja powiedziałam, że "ze wszystkich prac domowych najbardziej lubię prasowanie"....relatywnie.... czyli domyślasz się, jaka ze mnie gospodyni? :)
Usuńtaaak. taka jak i ze mnie :D ! nic tylko zakupy :) i wcale nie te spożywcze :P
OdpowiedzUsuń